sobota, 24 maja 2014

Dzieje się COŚ, czyli rzecz o fakcie dokonanym

Są takie dni, kiedy co chwilę zerkasz na komórkę, a tam nic. Ani jednego, złamanego SMS. Odświeżasz po raz setny stronę główną ulubionego portalu społecznościowego i też nic. Za oknem pada deszcz, więc nawet na spacer nie bardzo chce się wyjść. W TV lecą reklamy, które jakiś popapraniec postanowił poprzecinać filmem. Nuda. Zaczynasz odczuwać lekki dyskomfort. Masz już dość ciągłego płaszczenia tyłka przed laptopem, zatem postanawiasz wziąć sprawy w swoje ręce. Chcesz COŚ zrobić. Oczywiście od jutra.

Zatem nastaje jutro, a Ty robisz COŚ. Wtedy świat przewraca się do góry nogami, bo nagle wszyscy sobie o Tobie przypominają. Nagle pracy masz po kokardkę i w perspektywie brak wolnego weekendu przez bliżej nieokreślone "ileśtam". Jak już ma się coś dziać, to niech się dzieje wszystko na raz. Wzdychasz i w ułamku sekundy przebłyska Ci myśl, że ten deszcz za oknem może nie był taki zły… W każdym razie, trzeba jakoś ogarnąć ten majdan i ustalić kilka priorytetów. Tych maluchowych.

Po opuszczeniu dziadkowej stodoły i dokonaniu wstępnych napraw zdecydowaliśmy się nieco rozruszać Malucha. Na początek delikatnie – ok. 180 km. Dwa dni później ciut więcej, jakieś 500 km z Krakowa przez cały Śląsk po zachodnie rubieże, by metę ustanowić tuż po przekroczeniu granicy polsko – niemieckiej. Pierwsze wnioski zaczęły nasuwać się same. Zresztą, co jak co, ale czasu na egzystencjalne rozmyślanie mieliśmy całkiem sporo, gdy nasz pojazd sunął pod każdą górkę z prędkością nieprzekraczającą 40 km/h. Do listy koniecznych napraw dopisywaliśmy kolejne pozycje, a wśród nich, na pierwszym miejscu, generalny remont silnika. Niestety. Nie ma zmiłuj. Jeżeli planuje się dłuższe podróże takim cackiem, trzeba się na to odpowiednio przygotować i pomyśleć o wielu rzeczach: dodaniu mocy, termostacie, czy wycieraczkach, które w tajemniczy sposób przestają machać, gdy naciskasz nogą na hamulec. Trzeba pomyśleć o wszystkim. Weźmy taki bagażnik…

Jaki Maluch jest, każdy widzi. Mimo to całe rodziny jeździły nim na wakacje nad morze, zabierając ze sobą niezbędne toboły, teściową i psa. Niejedna osoba przeprowadziła za pomocą Fiata sprawną przeprowadzkę. Bardzo pomocny w takich chwilach jest bagażnik, który umieszczony na dachu umożliwia przewóz kilku dodatkowych gratów, jednocześnie oszczędzając cenne centymetry wewnątrz auta. Wertowaliśmy różne strony internetowe, fora, dziwne aukcje. Wymarzony bagażnik  gdzieś tam leżał, ale kosztował dobrą stówkę. Gdy byliśmy w trakcie podejmowania decyzji mającej dodatkowo obciążać nasz wątły budżet, Ziemia Lubuska uśmiechnęła się do nas szeroko i przyniosła niespodziewany zysk. Nie chodzi tu tylko o dokarmianie przez Jej rodzinę, choć to też było miłe. Ziemia Lubuska przeczołgała nas przez wszystkie garaże, stodoły, szopy i złomy. Od człowieka do człowieka niosła się wieść o naszych poszukiwaniach. Jeden zadzwonił do drugiego, a ten trzeci znał czwartego… W rezultacie, dzięki pomocy kilku dobrych dusz, zgromadziliśmy całkiem pokaźną kolekcję najróżniejszych maluchowych przydasi.




Zebraliśmy całe reklamówki uszczelek, lampy, lusterka, literaturę fachową, a także szeroki wachlarz śrub i śrubeczek. W górze przedmiotów wygrzebaliśmy nawet nowiutki, nieśmigany termostat, który chcieliśmy zamontować od samego początku. Wszystkie skarby trzeba było przejrzeć i posegregować, by oddzielić te potrzebne od śmieci. Dobre w tym wszystkim jest to, że w trakcie wyprawy po kolejne pudło zabawek, natrafiliśmy na ukrytego w krzakach trabanta*. Na jego dachu umocowany był bagażnik**. Rozmowa z właścicielem i burzliwe negocjacje sprawiły, że wspomniany obiekt pożądania trafił w nasze pazerne łabska za jedyne 30 zł! :)

Resztę niezbędnych rzeczy zakupiliśmy już po powrocie do Tarnobrzega, inwestując 122 zł. Tak na początek. Grunt, że wreszcie można było wyciągnąć silnik.

Remont stał się faktem. 

Ona.

* Może ktoś chce kupić trabanta? Trzy sztuki do wyboru. Dwie na części i jedna z papierami. ;)
** Tak naprawdę, to udało nam się zdobyć 3 bagażniki, a wszystko to dzięki pomocy życzliwych ludzi, którzy nie przepadają za wyrzucaniem przedmiotów w nadziei, że jeszcze się kiedyś przydadzą. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz