Są takie dni, kiedy co chwilę
zerkasz na komórkę, a tam nic. Ani jednego, złamanego SMS. Odświeżasz po raz
setny stronę główną ulubionego portalu społecznościowego i też nic. Za oknem
pada deszcz, więc nawet na spacer nie bardzo chce się wyjść. W TV lecą reklamy,
które jakiś popapraniec postanowił poprzecinać filmem. Nuda. Zaczynasz odczuwać
lekki dyskomfort. Masz już dość ciągłego płaszczenia tyłka przed laptopem, zatem
postanawiasz wziąć sprawy w swoje ręce. Chcesz COŚ zrobić. Oczywiście od jutra.
Zatem nastaje jutro, a Ty robisz
COŚ. Wtedy świat przewraca się do góry nogami, bo nagle wszyscy sobie o Tobie
przypominają. Nagle pracy masz po kokardkę i w perspektywie brak wolnego
weekendu przez bliżej nieokreślone "ileśtam". Jak już ma się coś dziać, to niech
się dzieje wszystko na raz. Wzdychasz i w ułamku sekundy przebłyska Ci myśl, że
ten deszcz za oknem może nie był taki zły… W każdym razie, trzeba jakoś ogarnąć
ten majdan i ustalić kilka priorytetów. Tych maluchowych.
Po opuszczeniu dziadkowej stodoły
i dokonaniu wstępnych napraw zdecydowaliśmy się nieco rozruszać Malucha. Na
początek delikatnie – ok. 180 km. Dwa dni później ciut więcej, jakieś 500 km z
Krakowa przez cały Śląsk po zachodnie rubieże, by metę ustanowić tuż po
przekroczeniu granicy polsko – niemieckiej. Pierwsze wnioski zaczęły nasuwać
się same. Zresztą, co jak co, ale czasu na egzystencjalne rozmyślanie mieliśmy
całkiem sporo, gdy nasz pojazd sunął pod każdą górkę z prędkością nieprzekraczającą
40 km/h. Do listy koniecznych napraw dopisywaliśmy kolejne pozycje, a wśród
nich, na pierwszym miejscu, generalny remont silnika. Niestety. Nie ma zmiłuj. Jeżeli
planuje się dłuższe podróże takim cackiem, trzeba się na to odpowiednio
przygotować i pomyśleć o wielu rzeczach: dodaniu mocy, termostacie, czy
wycieraczkach, które w tajemniczy sposób przestają machać, gdy naciskasz nogą
na hamulec. Trzeba pomyśleć o wszystkim. Weźmy taki bagażnik…
Jaki Maluch jest, każdy widzi.
Mimo to całe rodziny jeździły nim na wakacje nad morze, zabierając ze sobą
niezbędne toboły, teściową i psa. Niejedna osoba przeprowadziła za pomocą Fiata
sprawną przeprowadzkę. Bardzo pomocny w takich chwilach jest bagażnik, który umieszczony
na dachu umożliwia przewóz kilku dodatkowych gratów, jednocześnie oszczędzając cenne
centymetry wewnątrz auta. Wertowaliśmy różne strony internetowe, fora, dziwne
aukcje. Wymarzony bagażnik gdzieś tam
leżał, ale kosztował dobrą stówkę. Gdy byliśmy w trakcie podejmowania decyzji
mającej dodatkowo obciążać nasz wątły budżet, Ziemia Lubuska uśmiechnęła się do
nas szeroko i przyniosła niespodziewany zysk. Nie chodzi tu tylko o dokarmianie
przez Jej rodzinę, choć to też było miłe. Ziemia Lubuska przeczołgała nas przez
wszystkie garaże, stodoły, szopy i złomy. Od człowieka do człowieka niosła się
wieść o naszych poszukiwaniach. Jeden zadzwonił do drugiego, a ten trzeci znał
czwartego… W rezultacie, dzięki pomocy kilku dobrych dusz, zgromadziliśmy całkiem
pokaźną kolekcję najróżniejszych maluchowych przydasi.
Zebraliśmy całe
reklamówki uszczelek, lampy, lusterka, literaturę fachową, a także szeroki
wachlarz śrub i śrubeczek. W górze przedmiotów wygrzebaliśmy nawet nowiutki,
nieśmigany termostat, który chcieliśmy zamontować od samego początku. Wszystkie
skarby trzeba było przejrzeć i posegregować, by oddzielić te potrzebne od
śmieci. Dobre w tym wszystkim jest to, że w trakcie wyprawy po kolejne pudło
zabawek, natrafiliśmy na ukrytego w krzakach trabanta*. Na jego dachu umocowany
był bagażnik**. Rozmowa z właścicielem i burzliwe negocjacje sprawiły, że
wspomniany obiekt pożądania trafił w nasze pazerne łabska za jedyne 30 zł! :)
Resztę niezbędnych rzeczy
zakupiliśmy już po powrocie do Tarnobrzega, inwestując 122 zł. Tak na początek.
Grunt, że wreszcie można było wyciągnąć silnik.
Remont stał się faktem.
Ona.
* Może ktoś chce kupić trabanta? Trzy sztuki do wyboru. Dwie na części i jedna z papierami. ;)
** Tak naprawdę, to udało nam się zdobyć 3 bagażniki, a wszystko to dzięki pomocy życzliwych ludzi, którzy nie przepadają za wyrzucaniem przedmiotów w nadziei, że jeszcze się kiedyś przydadzą. ;)
Ona.
* Może ktoś chce kupić trabanta? Trzy sztuki do wyboru. Dwie na części i jedna z papierami. ;)
** Tak naprawdę, to udało nam się zdobyć 3 bagażniki, a wszystko to dzięki pomocy życzliwych ludzi, którzy nie przepadają za wyrzucaniem przedmiotów w nadziei, że jeszcze się kiedyś przydadzą. ;)